Wykonywać zawód lekarza z pasją

Opowieść dr Beaty Gędek, lekarza z Lublina, na temat roli nauk św. Josemarii w jej życiu.

Charakterystyczne dla naszych czasów, początku XXI wieku stało się spojrzenie holistyczne i interdyscyplinarne na medycynę. Z jednej strony technicyzacja, komputeryzacja, wprowadzanie nowych technologii i środków farmaceutycznych, często opartych o najnowocześniejszą wiedzę procesów fizjologicznych na poziomie molekularnym, z drugiej coraz mniej indywidualne i wręcz przedmiotowe traktowanie chorego człowieka, wywołały jedynie niechęć i krytykę społeczną oraz powstawanie ruchów, organizacji, stowarzyszeń próbujących rewidować miejsce medycyny i relacji między pacjentami i lekarzami.

Aby lekarz był człowiekiem

Większość osób, zgodna jest co do tego, że medycyna to ta dziedzina, gdzie wiedza, profesjonalizm, doświadczenie i intuicja jest równie ważna jak postawa moralna – etyka zawodowa i ludzka. Stąd powszechne oczekiwanie, żeby lekarz był nie tylko fachowcem, ale i ”człowiekiem”.

Zatem medycyna jest nie tylko rzemiosłem. Chociaż obecnie mamy powszechną standaryzację postępowania terapeutycznego i profilaktycznego w poszczególnych jednostkach chorobowych, to decyzja o wyborze działania w indywidualnych przypadkach jest wypadkową wiedzy ogólnej i dopasowania jej do określonej sytuacji, na co niemały wpływ ma osoba lekarza.

Widzenie w chorym potrzebującego Chrystusa, przemienia wewnętrznie, uszlachetnia lekarza, a w stosunku do chorego pozwala być zwyczajnie – dobrym.

Mając na uwadze powyższe realia społeczne, dotyczące wykonywania zawodu lekarza, rozumiemy, dlaczego myśli i sugestie św. Josemaríi Escrivy tak często trafiają do serc, zarówno pacjentów jak i samych medyków. Założyciel Opus Dei napisał w Kuźni: „Jeśli naprawdę pragniemy uświęcić pracę, należy spełniać nieuchronnie pierwszy warunek: pracować i to pracować dobrze! - z ludzką i nadprzyrodzoną powagą” (698). Studiując zatem jego wypowiedzi dotyczące wykonywania pracy spotykamy się z dwoma aspektami pracy: fachowością i formacją duchową. Tak rozumiana praca, pozwala być jak najskuteczniejsza w swym działaniu dla drugich, ale też, uświęca wykonującego ją. Praca dobrze wykonana dla Boga, zawsze pozostaje również pracą dobrze wykonaną dla ludzi.

Lekarz, chcący żyć zgodnie z sugestiami św. Josemaríi, stale będzie dążył do podnoszenia swoich kwalifikacji zawodowych. Nie dla realizowania wyłącznie własnych ambicji czy chęci polepszenia sytuacji materialnej, ale aby być uczciwym i móc lepiej służyć chorym. Dążenie do profesjonalizmu nie pozwoli popaść w rutynę i funkcjonować na poziomie wiedzy teoretycznej z okresu studiów czy zdobywania specjalizacji. Niezależnie od stażu pracy, przymus sumienia każe wówczas stale, z pokorą pokonywać kolejne kursy, zdawać egzaminy, uczestniczyć w konferencjach i kongresach.

Jednocześnie, to podążanie za rozwijającą się nauką nie jest bezkrytyczne, tzn. bez „nauki dla nauki”, pamiętając o jatrogennych powikłaniach naszego działania na zdrowie, oraz mając zawsze na uwadze bezpieczeństwo i dobro człowieka. Bo im więcej głębokiej wiedzy – tym łatwiej dostrzec doskonałość myśli Boga Stwórcy. Tym bardziej zachwyca zazębianie się kolejnych procesów biologicznych w organizmie, gdzie każda przemiana biochemiczna ma swój cel i konsekwencje, które można rozpatrywać na poziomie psychosomatyki.

Widzieć w chorym Chrystusa

Życie ze świadomością słów św. Josemaríi Escrivy daje radość życia w spójności między własnymi wyobrażeniami i pragnieniami, aby być dobrym lekarzem i człowiekiem.

Równie ważną, jeśli nie ważniejszą kwestią jest formacja duchowa lekarza. Praca z ludźmi daje szansę na codzienne wzrastanie wewnętrzne poprzez uśmiech, okazywanie życzliwości oraz zrozumienie sytuacji życiowej. Św. Josemaría napisał w Drodze następujące słowa: „— Dziecko. — Chory. — Czy nie odczuwasz chęci, aby pisać te słowa z dużej litery? Albowiem dla duszy zakochanej dzieci i chorzy są właśnie Nim samym” (419). Widzenie w chorym potrzebującego Chrystusa, przemienia wewnętrznie, uszlachetnia lekarza, a w stosunku do chorego pozwala być zwyczajnie – dobrym.

I choć powyższe zdania odnoszą się prawdopodobnie również do innych zawodów, to przecież tu obracamy się w obszarze zdrowia i największego Bożego daru na ziemi, jakim jest życie. Lekarz każdego dnia ma kontakt i przebywa z obcymi po względem więzów krwi ludźmi, którzy zawierzyli jemu swój najcenniejszy dar – życie. W przypadku specjalizacji ginekologa-położnika szczególny jest aspekt powierzania nie tylko życia matki, ale także życia dziecka w trakcie jego rozwoju wewnątrzmacicznego oraz w trakcie jego narodzin.

Często młodzi lekarze na początku swojej drogi zawodowej, pełni zapału zaczynają realizować swoje marzenia pomocy innym z wielkim dynamizmem. Jednak z nadmiaru pracy, braku zrozumienia, przemęczenia, poczucia niedocenienia, niezadowolenia pacjentów, często poczucia bezsilności wobec choroby popadają najpierw w zniechęcenie, a potem w stan wypalenia zawodowego. I stają się tylko rzemieślnikami.

Życie ze świadomością słów św. Josemaríi Escrivy pozwala pozostać młodym do końca życia. Być wiernym swoim ideałom, a nawet trwać w nich z coraz większym zapałem, bo z większym zrozumieniem i po niejednej stoczonej walce wewnętrznej. Daje radość życia w spójności między własnymi wyobrażeniami i pragnieniami, aby być dobrym lekarzem i człowiekiem, a rzeczywistym życiem, gdzie walczymy z przepracowaniem, przemęczeniem, złą organizacją pracy w szpitalu czy własnymi słabościami, ambicjami i pychą. Miłość do Chrystusa pozwala widzieć Go każdego dnia w drugim człowieku, tak aby stało się to motorem naszej pracy.

Aborcja a świadomość bycia dzieckiem Bożym

Gdy świadomość synostwa Bożego jest niezachwianym fundamentem, nie można ingerować w proces stwórczy Boga.

W naszym społeczeństwie może nie mamy dokładnie tych samych problemów. W przypadku ginekologii i położnictwa nie da się uciec od problemu aborcji, regulacji poczęć, zapłodnienia in-vitro czy godnych, ale nie bezbolesnych narodzin. Z tymi problemami lekarz spotyka się każdego dnia. Kobieta, zarówno ta zdrowa jak i ta chora przychodzi zanurzona w swojej konkretnej rodzinie, mając swoją mniej lub bardziej uświadomioną i kochaną przez siebie płciowość.

Sytuacja, w której pacjentka prosi o aborcję jest z punktu widzenia ludzkiego dla niej trudna. Za każdą taką decyzją stoją argumenty, wydające się logicznymi z punktu widzenia ludzkiego. Praktycznie każdą taką prośbę można by usprawiedliwić słysząc problemy, jakie pojawiają się wraz z poczętym dzieckiem. Są sytuacje, gdzie kłopoty często są przesadzone. Ale są też rodziny, które mają prawdziwie bardzo trudną sytuację finansową lub chorobową związane z upośledzeniem psychicznym i ruchowym – posiadają już chore dzieci. Innym poważnym problemem jest preferowanie przerywania ciąży dzieci chorych na zespół Downa, czy nawet na inne choroby genetyczne związane z występowaniem wad letalnych, które i tak doprowadziłyby do śmierci dziecka. Jak nie ulec w takiej sytuacji pokusie zostania sędzią?

Świadomość, że wszyscy jesteśmy równie ważni w oczach Boga: ja lekarz, matka dziecka, jego ojciec jak i samo dziecko, daje pewność, że wszyscy mamy równe prawa. Świadomość bycia dzieckiem Bożym każe iść dalej, że sprzeciw wobec aborcji, to nie wyłącznie próba walki w obronie życia dziecka poczętego, to bycie z nim od poczęcia. To przejaw takiej samej miłości do matki i dziecka, bo oboje są ważni. Dwie osoby: jedna, która mówi i znamy jej sytuację życiową; druga, która pozostaje tajemnicą do narodzin. Poczęcie dziecka to ujawnienie czy też pokazanie ludziom planów Bożych.

Gdy świadomość synostwa Bożego jest niezachwianym fundamentem, nie można ingerować w proces stwórczy Boga. Choć znana jest wartość macierzyństwa, możliwości techniczne, wiedza, że człowiek nie może być w pełni szczęśliwy, jak mówił Jan Paweł II bez Boga, nie pozwala uczestniczyć w procedurach in-vitro. Lekarz chce działać wówczas tylko dla dobra pacjentek.

Położnik jest świadkiem cudu narodzin. Poród jest procesem fizjologicznym, a położnik ma kontrolować jego przebieg i zapobiegać występowaniu nieprawidłowości. Ból i cierpienie w trakcie porodu nie są patologią. Mają także swój sens i znaczenie dla budowania przyszłej więzi między matką i dzieckiem. Są w istocie początkiem budzenia się głębokich pokładów macierzyństwa. Pierwszy wzajemny dotyk jest spełnieniem planów Bożych i zarazem na innej płaszczyźnie urzeczywistnieniem dotychczasowych wyobrażeń matki, co do dziecka. Dla wielu kobiet ból porodowy mający w perspektywie pojawienie się nowego życia, jest w pełni akceptowalny. Pomaga to przezwyciężyć lęk przed cierpieniem jako takim i trudnościami związanymi z pojawianiem się kolejnych dzieci. Łatwiej jest wówczas uwierzyć, że żyjemy według planu Bożego i jesteśmy wszyscy dziećmi Bożymi.

Nie wiem, co innym ginekologom ze środowisk katolickich pomaga w działaniu zgodnym z nauką Kościoła. Wiem, że dla mnie najistotniejszym elementem stała się uświadomiona i przeżyta prawda o naszym synostwie Bożym. Ta prawda, o której wielokrotnie mówił św. Josemaría Escrivá. Unikanie cierpienia, trudności, realizowanie własnych planów za wszelka cenę nie jest równoznaczne z byciem szczęśliwym. To zgoda i wypełnianie planu Bożego jest warunkiem największego spełnienia.

Lek. med. Beata Gulanowska – Gędek

II stp Specj. gin. poł.

Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. Stefana Kardynała Wyszyńskiego w Lublinie

Starszy asystent